Nie płacz proszę, bo ja też nie umiem sobie poradzić.


Tak mi trzeba wiedzieć, że się ktoś o mnie troszczy w tym obcym świecie. I wiem, jak bardzo nie zasługuję na tę troskę - ja z moimi idiotycznymi depresjami i spekulacjami. Przepraszam.


Kochana moja, proszę nie płacz. Ulice są już pełne łez miłości. Nikt już ich nie zetrze z Twojego policzka, bo nikt nie wie, że tak trzeba. Skarbie, ale nie powiem Ci, że będzie dobrze, bo nie będzie. Nigdy o nim nie zapomnisz. Zawsze będziesz go kochała miłością cichą i niedorzeczną. Ale nie płacz, bo na płacz zasługują tylko Ci, którzy nigdy nie doprowadzili Cię do płaczu. Chodź do mnie, obiecuję, że nie będe nic mówić. Kluczem do takiej relacji jest szczerość, którą Ci ofiaruję, bo nie mam nic innego.
We wszystkich wymiarach definicja tęsknoty jest prosta. To dlaczego płaczemy przez coś tak prostego? Bo to chwile kiedy siadasz na podłodze pełna strachu, kiedy otwierasz usta z przerażenia, patrzysz na swoje ręce i się ich boisz, bo nie wiesz do kogo należą. Tęsknota jest wtedy kiedy tak siedząc, zdajesz sobie sprawę, że nie możesz wmówić sobie obojętności. Kiedy oczy zachodzą mgłą i niczym w filmach zaciskasz się w swojej głowie tak mocno, jak nigdy dotąd. Dociera do Ciebie tylko jedna myśl. Że jego nie ma. Na więcej nie masz już miejsca. Jesteś tylko Ty i ta myśl. Nie ma rozwagi, nie ma rozsądku. Wybuchasz najstraszniejszym smutkiem, bo dociera do Ciebie, że miłość nie wystarcza. Krzyczysz słowa, które pomagają tylko w fizycznej potrzebie oddychania. Ale nie jesteś w stanie wypowiedzieć jego imienia. Jakby było strzałą, chowasz je w sobie. Cała drżysz, spuszczasz głowę, bo ta strzała bez łuku jest zbyt wielkim ciężarem. Serce wali Ci tak, jakby rodziło się od nowa, podczas gdy Ty umierasz z bólu. Że ktoś jest tak blisko, a mimo to tak daleko jak nikt inny. Tęsknota jest umieraniem i odradzaniem się. Jest momentem, stanem, w którym wiesz, że czegoś nie ma i nie umiesz sobie z tym poradzić. Siedzisz na tej podłodze w swoim pokoju. Na ścianie wisi obraz Marylin Monroe, chciałabyś być taka jak ona - silna aż do dnia ostatecznej słabości. Ale nie możesz na nią spojrzeć, bo zdajesz sobie sprawę, że to dla Ciebie nie koniec. Ból nie minie, nie zniknie. Drżysz i nie możesz złapać oddechu, bo łzy zalewają Twoją metropolię marzeń. Krzyczysz w sobie, bezgłoście, tak jest najstraszniej. Nie wierzysz, że nie jesteś sama. Upadłaś i nie dajesz rady wstać, bo to boli jakby ktoś wyszarpał Ci serce. Chcesz krzyczeć aby je oddał, ale przecież sama je oddałaś. Umiera kolejna Twoja część wraz z nadchodzącą myślą. I tylko fakt, że nie możesz się poddać - tylko to ratuje Cię przed sięgnięciem zasiśniętą ręką w stronę lustra.

Comments

Popular posts from this blog

Opowieść małżonki Św. Aleksego

Can You Be Mine? Please.

Recently...