A kiedy zasypiamy, we śnie widzimy rozstanie.

"Niech mnie ucałuje pocałunkami swych ust!
Bo miłość twa przedniejsza od wina.
Woń twych pachnideł słodka,
olejek rozlany - imię twe,
dlatego miłują cię dziewczęta.
Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy!
Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty!
Cieszyć się będziemy i weselić tobą,
i sławić twą miłość nad wino;
jakże słusznie cię miłują!"


So­me thin­gs ne­ver die; they just go quiet for a ti­me but ne­ver go die.
 

"Do wyboru mając śmierć własną i śmierć przyjaciela
Wybieraliśmy jego śmierć, myśląc zimno: byle się spełniło."


Zgadzał się, że powinien być całym sobą w miejscu i chwili, uważny na bliskich mu ludzi i dbały o to, czego spodziewają się po nim. Orzekać, że są tymczasowi i na niby, znaczyło ich krzywdzić, nie umiał się jednak wyrzec myśli, że tak naprawdę na życie z nimi nie ma czasu.
 

A TERAZ JEDEN Z MOICH ULUBIONYCH WIERSZY.

JAN LECHOŃ.

 

 Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.

Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.

Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia -
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.

 
Nie chciałam tyle powiedzieć, pokazać. Teraz wszystko wiesz - udajesz, że jest inaczej. Zdajesz sobie sprawę z oczywistości, patrzysz na to przez palce, jakby ktoś Ci zabronił. Nie bądź sam dla siebie nienawiścią. I dla mnie. Nie każ mi myśleć tak intensywnie o sobie, nie patrz na mnie.
I wtedy, kiedy odwrócisz wzrok, ja zapłaczę. Ale tylko raz, ostatni. Bo obietnice składane sobie, najtrudniej jest dotrzymać. Więc zatęsknię za Tobą po raz ostatni, kiedy tylko się odwrócisz. Nie będziesz chciał na mnie patrzeć. Zajmie mi to minutę, może dwie. Nie wieczność, obiecuję. Odkąd odejdziesz będę uśmiechnięta, ale takim szczęściem, które nie istnieje. Kiedy odejdziesz, zrozumiem. Zrozumiem, że powinnam wytrwać w swoim postanowieniu i nigdy więcej nie pozwolić, by ktoś był powodem mojego bólu. Ale to dobry ból. Może nie zdrowy. Ale dobry. Bo myśl o Tobie, choć nie poprawna, jest dobra.
I wtedy kiedy odwrócisz wzrok, ja zapłaczę. Ale tylko raz, ostatni. Bo nie będzie już czego tłuc, żadnych odłamków szklanych emocji, które tak prosto mnie definiują. Tylko raz, ostatni, a potem podziękuję.
Będę wiedziała, że potrafiłam nie kochać, kochając. Potrafiłam powiedzieć, to co nie do opowiedzenia. Pokazać, to czego nie chciałam udowadniać.

Jesteś odniesieniem moich myśli, czy to wystarczy? Jesteś wsparciem, tak cholernie paradoksalnym. Bo to wszystko przez Ciebie, a bez Ciebie jeszcze gorzej. I wtedy kiedy odwrócisz wzrok, ja zapłaczę nad nami.



Nasz uśmiech nie jest maską smutku,
a dobroć nie jest wyrzeczeniem.
I nawet więcej, niż są warci,
niekochających żałujemy.

Tacyśmy zadziwieni sobą,
że cóż nas bardziej zdziwić może?
Ani tęcza w nocy.
Ani motyl na śniegu.

A kiedy zasypiamy,
We śnie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen,
bo się budzimy z niego.

Proszę, powiedz mi czasem co myślisz. Powiedz, co czujesz w danym momencie...




Comments

Popular posts from this blog

Opowieść małżonki Św. Aleksego

Tęsknota - wirtualne wyobrażenie.

Na naprawę wiary.