Here we are.

Co powiem. Zdumiewają mnie uporczywe, a mimo to daremne wysiłki ludzi, aby ustrzec się przed nieuchronnym odejściem w zapomnienie, które manifestują się w dokonaniach zarówno tak wielkich jak starożytne piramidy, jak i tak małych jak imię wyryte dziecięcą rączką w świeżo położonym betonowym chodniku. Chcemy zostawić po sobie ślad - coś co będzie świadectwem naszego istnienia.

Sama tak robię. Zainwestowałam swój czas w kreowanie dzisiejszej siebie. Tyle czasu łapałam w ręce uśmiechy, gesty, spojrzenia. Podbudowała mnie myśl o cudownej przyszłości. Taka grzeczna, taka przykładna. Idealna, która włożyła tyle energii i nadziei w dążenie do tego, co się dla niej liczyło. Zawsze wspierana, póki przynosiła same dobre wieści.

Nie mam już siły, nic nie jest takie proste jakie miało być. Nic nie jest takie oczywiste, a na każdym kroku są jakieś przeszkody. Tak wiem, niedawno pisałam, że nie możemy się o nie potykać. I co? To świadczy o braku silnej woli, to świadczy o zagubieniu własnej wiary w lepsze jutro i takie tam bzdury. Już nawet mnie to nie rusza, nie widzę możliwości, które kiedyś miałam zawsze na wyciągnięcie ręki. Każdy stawał na głowie. Nie widzę opcji, których kiedyś miałam pod dostatkiem. Naprawdę staram się iść przez życie z uśmiechem, ale teraz jest mi tak cholernie trudno.
Nie chciałam nikogo zawieść, nie chciałam zawieść siebie. Ale jakoś tak wyszło, a teraz tak jak po odejściu kogoś, pozostaje żal. Najsmutniejsze jest to, że się przyzwyczajam.

A po za tym? Jej dzień nie stoi w miejscu, do głowy przychodzą przepowiednie. Nie łudziła się, że trwały związek dwóch osób polega na nieustającym szczęściu i niekończących się romantycznych uniesieniach. Wiedziała, że niezależnie od tego, jak bardzo dwoje ludzi się kocha, sporadyczne sprzeczki są nieuniknione. Liczyła się z tym, że upływ czasu niesie ze sobą wiele innych wyzwań. Komfort życia w symbiozie i zażyłość były cudowne, zgoda, lecz wykluczały niespodzianki. W końcu nie pozostały im żadne nowe historie do opowiedzenia, coraz częściej każde z nich mogło dokończyć zdanie rozpoczęte przez drugie. Oboje doszli do punktu, w którym jedno spojrzenie staje się dostatecznie wymowne, by zastąpić wszystkie słowa.

Comments

Popular posts from this blog

Opowieść małżonki Św. Aleksego

Tęsknota - wirtualne wyobrażenie.

Na naprawę wiary.